Trzy tygodnie później
*Leon*
-Dzisiaj mój przyjaciel Marco spędzi ostatni wieczór kawalerski. Postanowiłem razem z chłopakami że zorganizujem niezapomniany ostatni wieczór wolności. Wykryciłem numer do Andresa
-Część Andres załatwiłes wszystko na wieczór- spytałem kumpla
*Andres*
-Część Leon,tak wszystko jest zapięte na ostatni guzik. Niemartw się razem z Maxim załatwimy- powiedział Andres
*Violetta*
-Obudziłam się, Leona już niebyło. Wstałam z naszego łóżka ziewajac poszłam do kuchni. Niechcący usłyszałam jak Leon omawia z Andresem chyba ten wieczór kawalerski. Pomyślałam jejciu jacy ci mężczyzni są rozgarnieci. Szybkiem krokiem postanowiłam że zaskocze mojego ukochanego.
*Leon*
-Skończyłem rozmowę z Andresem, poczułem jak ręce pokrywają moje oczy
-Zgadnij kto to?-spytała szatynka
-Kobieta którą moje serce pokochało na całe życie- odpowiedział Leon
*Viola*
-Dziękuję ci kochanie ,wiesz dzisiaj odbędą się dwie imprezy. Ja robię Fran a ty z chłopakami. A kochanie mam takie malutkie pytanie
*Leon*
-Niech zgadnę,chodzi ci oto czy będą tam inne dziewczyny
-Nie chodziło mi do ktorej będziecie się bawić (tak naprawdę chodziło mi o dziewczyny) -rzekła Viola
-Pewnie do rana.
-Co leon czyście oszaleli- oburzyła się dziewczyna
-Nie kochanie żartuje pewnie do północy- powiedział chłopak
*Violetta*
-Dobrze misiu ja teraz lecę do Fran,musimy się przygotować na wieczór. Do zobaczenia
*Leon*
-Kochanie chyba coś zapomnialaś zrobić ,a całusek to gdzie?.Violetta pocałowała chłopaka wyszła do fran
*Fran*
-Jutro zostanę panią Traviali, żoną cudownego mężczyzn. Widzę przez okno idącą Violette. Mamy z dziewczynami zrobić pożegnanie panienstwa.
*Viola*
-Jak się czuję przyszła pani młoda. Już jutro wychodzisz za mąż. Ale dzisiaj musimy cię godnie pożegnać. Będzie znami Camilla,Ludmiła, i Natalia przyjaciółka kuzynki Marco.
*Fran*
-Violus wiesz może gdzie wybierają się chłopcy
-Nie nic się nie dowiedziałam
W tym czasie ~~~~~
*Marco*
-Leon organizuje mi pożegnanie z wolnością. Mam nadzieję że nie wymyśla czegoś głupiego.
*Leon*
-Idę do marco tak mamy, razem poczekać na chłopaków.Andres dzwonił że przyjedzie limuzyna. Część stary, jak się czuję przyszły mąż?
-Trochę się boję, a jak Fran powie nie albo coś się wydarzy- powiedział Marco
-Spokojnie przyjacielu to każdego takie nadchodzą myśli- rzekł leon
-Ale ty się jutro nie bierzesz ślubu- powiedział Trafiali
Wieczorem rozpoczęły się wieczory Marco i Francesci. Dziewczyny zorganizowały sobie karaoke. Natomiast chłopcy znimi to trochę inaczej się wszystko potoczyło.
*Marco*
-Byłem mile zaskoczony tym,jak Andres z Maxim pojechali pod nas limuzyna
*Maxi*
-No mój drogi Marco,musimy cię porządnie pożegnać.
-Tak tak,macie rację- powiedział leon
-Atak wogóle to gdzie jedziemy- spytał brunet
Zobaczysz zaufej mi Marco-powiedział Andres
*Leon*
-Naprawdę super impreza się rozwijała. Maxi rozpoczął toasty. Pierwszy, drugi, trzeci kurcze niemożemy tak się rozkręcić. Bo moja violetta mnie zabije.
-Tak samo mnie Fran zabije- powiedział oszolomiony marco
*Andres*
-Ej,słuchajcie kurcze tak to chyba skończyło się paliwowo bo stoimy. To mamy przechlapane.
-Że co ja za 5godzininny biorą, biorę ślub- odparł Marco
*Leon*
-Violetta mnie zabije, i zamiast ślubu będzie pogrzeb
*Maxi*
-Zdecydujcie się w końcu co to ma być. Ślub czy pogrzeb, bo już niewiem byłem pewny że będę bawił na weselu
*Andres*
-Kto umarł. Przecież leon jest tu znami ale nie to jest duchhhh.A ratunku pomocy, ludzie tu jest duch
-Andres ja tu jestem- powiedział leon,lecz już Andres uciekł w las.Jeszcze tego brakowało musimy go szukać
*Marco*
-Andres uciekł do lasu,Maxiego muszę nieść razem z Leonem.
-Nagle poczuliśmy jak coś nas parzy. A le pieczę jak to swedzi
Dziewczyny zaczęli się martwić o chłopcyów
*Violetta*
-Martwię się o Leona jest już w sumie 4rano a jego niema.Wiem zadzwonię do Fran może ona coś więcej mi powie. Halo fran jest już marco- spytałam
-Nie niema ty też się martwisz Violu-spytała włoszka
-Nadodatek nie odbierają telefonu.Gdzie jesteście
Wtym czasie przyjaciele szukali Andresą.
Andres gdzie ty jesteś lepiej abyś się znalazł. Bo cię udusze-wspomniał Leon
*Maxi*
-Zaczpiłem o drzewo, kurde od kiedy drzewa mówią.
-Uważaj jak chodzisz- krzyknął Andres
-Andres to ty gdzieś się zgubił, ty ty wariacje- krzyknął Leon
*Marco*
-Znalazł się Andres ale my chyba zabłądziliśmy. Teraz to już pomnie nie zdążę na własny ślub.
*Leon*
-Marco ma rację, mamy przechlapane dziewczyny nas uduszą. Patrzcie jakaś jest tam stodoła. Chodźcie pójdziemy tam a rano poszukamy samochodu.Dziewczyny zapewne lepiej się bawiły a my łazimy po lesie,ale boli mnie glowa Maxi to twoja wina nie trzeba było tyle wygłaszać toastow- rzekł Marco
*Leon*
-Nie teraz to nieważne musimy zadzwonić do dziewczyny. Pewnie martwią się o nas.Usłyszałem dźwięk telefonu.Maxi cały czas miałeś ten telefon
-Niepytaliscie ci mnie, przepraszam was za wszystko- odpowiedział Maxi
*Leon*
-Zadzwoniłem do Violetty,muszę wszystko jej powiedzic. Co się stało pewnie się zamartwia.
*Violetta*
-Usłyszałam moją komórkę, może to Leon dzwoń. Boże spraw aby był to on. Słucham
-Violetta, kochanie przepraszam musisz nam pomóc. Ale nic nie mów Fran dobrze- rzekł szatyn
-Dobrze ale wszystko na miejscu mi powież kochanie zaraz będę.
-Jak ich zobaczyłam poprostu zamarłam wyglądali, strasznie. Maxi z Marco byli cali w bąblach ,Andres miał podarte spodnie. A mój ukochany był cały w błocie. Wiecie to naprawdę będzie niezapomniany wieczór kawalerski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz